sobota, 10 grudnia 2011

adwentowe świeczuszki.

Dobry dzień. Zawroty, przewroty, powroty zawsze okej. Jeszcze czuję wczorajsze FINO VINO, pierwszy i ostatni mój jabol ever. Nie wiem jak wróciłam do domu, ale pod domem był Marcin, so, so.... No nie miejsce i czas na takie wywody. Pjonteczka. A miałam dziś iść jeszcze na piwo, no jasne! Już sama nie wiem czy boli mnie brzuch z głodu, okresu czy przez tego jabcoka. O mój boże. Nie palę, nie piję do urodzin Martyny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz