sobota, 26 kwietnia 2014

easy come, easy gone

Osobista żałoba. Koniec szkoły, koniec... Powoli do mnie dochodzi, że te 4 lata już minęły. Tak bardzo mi smutno, tak. Mimo wszystkich przykrych epizodów, jest mi przykro i smutno, że nie będe się widzieć już pięć razy w tygodniu z tymi ludźmi. Nie będe narzekać na to jacy nauczyciele są popierdoleni. Achhhhhhh jakby było mało to rozstanie z P. dobiło mnie już do końca, do końca. Wczoraj było super bo od rana - do wieczora z znajomymi, przyjaciółmi, a teraz to bez komentarza wcale nie jest mi śmiesznie. Dzisiaj nie mam ochoty wychodzić, powinnam się zabrać za nauke do matury, zaraz.... Jest średnio, co ja piszę? Jest źle.


poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Wszystko zostało rozdrobnione na tysiące małych kawałeczków. Ciągnie mnie bardziej w tą (wiem) złą stronę, nie mogę się zawieść. Zawsze jestem, zawsze staram się być. Czasem zapominam o sobie, ale coraz częściej mam ochotę zamknąć się w moim pokoju, położyć w najwygodniejszym łóżku na świecie i nie myśleć o niczym konkretnym. Kiedy nadejdzie ten dzień? Gdy już będzie "po wszystkim". Kiedy wracając z pracy wejdę do swojego mieszkania i podejdą przywitać mnie moje dzieci i mąż? Gdy po 8 godzinach jakkiekolwiek pracy, będe miała ochotę tylko zanużyć się w wannie, zjeść dobrą kolację i pójść spać? Czy tak ma wyglądać życie? A weekend zamiast poświęcić sobie - będe gotować, prać, i zajmować się domem, aby znów po kilku godzinnej pracy domowej marzyć tylko o ciepłej kąpieli i posiłku jak na codzień? Dzieci i mąż dają szczęście, ale często zapomina się o sobie podczas takiego trybu życia. Nie wiem, kiedyś na pewno dojdę do tego etapu, za pięć, dziesięć lat; ale jak na razie moim idealnym sposobem na życie jest robienie tego co się lubi; wstawanie rano z świadomością, że ide do pracy którą sama sobie wybrałam, podróżowanie, zwiedzanie Polski, świata; nigdy nie miałam na to ani warunków ani pieniędzy, więc gdy zacznę zarabiać chcę odwiedzić każde województwo i pobliskie kraje. Chciałabym się stać niezależna na sto procent, nie raz targa mną ochota wyjechania na drugi koniec Polski i ogarnięcia sobie na nowo życia. Dobra, a teraz pora wziąć się za przypominanie lektur na maturę; obawiam się-ale to już powtórzyłam chyba z tysiąc razy każdej osobie która pyta się mnie jak przygotowania do matury.
Panikuję, od rana do wieczora. Zero pozytywnej energii, zero chęci.
Aha i płacz-dużo płaczu.


sobota, 19 kwietnia 2014

wielka sobota.

Od środy się zastanawiam nad sobą. Ale topię się w czyiś problemach, zawsze tak robiłam; zawsze gdy było u mnie źle pojawiała się osoba która miała jeszcze gorzej i zajmowałam się nią. Pocieszając; myślałam "ej jest okej, Gośka jak zwykle myślisz tylko o sobie, a jest tyle osób które potrzebują Cie tu i teraz, więc weź się w garść, postaraj się!". Moje całe życie to udawadnianie coś sobie- że mogę mieć super oceny, super wygląd, że schudnę 10kg, będę biegać, ćwiczyć, nie będę jadła cukru, ziemniaków, białego chleba, piła coli. Udowodnie sobie kurwa wszystko. Pójdę na studia, do pracy, ogarnę mieszkanie, siebie. Tak, na pewno. Dawno nie pomyślałam - STOP, USIĄDŹ, ODPOCZNIJ. Nie, nie. Kiedy to robię to zazwyczaj zawalona sterą książek, lub z telefonem w ręce by zamartwiać się kimś innym, żeby słuchać kogoś innego. Wczoraj na działce u Domina, dopiero po chwili usłyszałam jak Burak się drze w moją stronę : HALO ŻYJ, MÓW COŚ. Nie mogłam powiedzieć nic, myślami byłam daleko. Dużo płaczę, często się poddaję, porównuję do innych. Wow, dostałam prezent za średnią... 4.88, kto w czwartej klasie technikum, z rozszerzoną matematyką i 28 przedmiotami ma taką średnią? Tylko Ja. I ta ciągła myśl, że mając taki wynik na koniec roku nie mogę zawalić matury. A JAK ZAWALE TO CO? WSTYD. POPRAWKA W SIERPNIU? Mogę polec jak na bitwie; a poległam już na niejednej. Jest mi gorąco, pocę się i chcę mi się płakać.

Ale okej, moje wahania humoru, bywało gorzej, zostawałam sama, radziłam sobie. I wiem, że mogę liczyć tylko na siebie; okej przesadzam - na moich kochanych przyjaciół, mame i brata też. Chociaż jeśli chodzi o mamę to nie chcę jej obarczać i pokazać jej - DAJĘ RADE. Są też takie trzy osoby które mimo to, że mieszkają kilkadziesiąt, a nawet kilkaset kilometrów ode mnie to czuję ich wsparcie i że SĄ. 


No i najbardziej z wszystkiego i wszystkich brakuję mi mojej Mariki. Nie ma już jej z nami ponad miesiąc, a ja nadal wracając do domu się zastanawiam "czemu mój pies nie drapie w drzwi słysząc, że wchodzę?". Albo dziś robiąc sałatki, krojąc składniki niekiedy coś spadło na podłogę, gdzie mój pies który od razu by to wsunął? Nie umiem się przestawić na jej brak. Zastanawiałam się podczas tego gotowania, czy jak wróci w listopadzie to zrozumie, to że na 4-5 miesięcy i znów wraca do dziadków? I czy teraz nas nienawidzi? Czy wybaczy to, że ją oddaliśmy?


Za dużo myśli; zdecydowanie. BIEDNY BLOGSPOT. Ile żalu. Dobra, idę czytać książke, ide poodpisywać na smsy, poodzwaniać, i ogarnąć się. 




wtorek, 15 kwietnia 2014

jasne, ta.

Do matury zostało dwadzieścia dni. Szczerze? Czuję, że nie potrafię nic. Pracę ustną z polskiego mam napisaną, tylko muszę jeszcze dopisać dobre podsumowanie. Angielski ustny to będzie porażka. O geografii nawet nie myślę, już mi nie zależy. Matematyka? Królowa nauk? Czuję się przegrana. Dwadzieścia dni.