niedziela, 27 lipca 2014

Tatery [mistrz kadrowania nadchodzi]

Dzieję się; może pracy [jednak] nadal nie mam, pieniędzy niewiele, ale jakoś jest ok, bardzo ok. Dzisiaj pierwszy raz od nie pamiętam kiedy oglądałam telewizję i spałam popołudniu. Weekend bardzo na plus, w piątek w Honey Bunny, było tak spoko, że wróciłam do domu przed 4; wczoraj o 15 z chłopakami w M1 po rzeczy na woodstock; potem chwilkę u Marty, potem poleciałam do Dawida na impreze na dachu z którego wyżej wspomniany sam spadł; koło 23 poleciałam do mojej super trójki i poleźliśmy na działki, a potem do D. Byłam tak śpiąca, że kilka minut po 1 usnęłam, a potem budziłam się co chwilkę; oni oglądali film, a potem grali; obudziliśmy się koło 12 i  w dom. Teraz zamulam, chyba reset, trochę; chociaż nudno. A jutro znów będe walczyć o prace i muszę sobie kupić strój kąpielowy. 22 sierpnia jedziemy na UFO BUFO do Czech, mam już połowe potrzebnego hajsu odłożoną; nie byłam chyba nigdy na żadnym festiwalu. Będzie spoko, jak zawsze? A dziś serwuję fotorelacje z Bukowiny Tatrzańskiej. Mieliśmy się tam "wyciszyć" i "uspokoić" a wyszło jak zawsze. 














poniedziałek, 21 lipca 2014

ratunek.

Ratunek dla przyjaźni i starych miłości od wczoraj. Ratować trzeba wszystko, za długo to już trwa; ta cisza. Wczoraj pojechaliśmy z R. autem na Czechowice około 21; myślałam, że nie będzie już ludzi... BYŁO MEGA DUŻO. Leżeliśmy na plaży i gapiliśmy się w niebo, potem skoczyliśmy do mc'drive'a po szejki i do P. na film, po chwili usnęłam, wróciliśmy dziś do domu koło 9. Czy ja już wspominałam, że nienawidzę mojej obecnej pracy? I chcę szybko odbębnić dzisiaj środe, piątek i niedziele; a od poniedziałku badania i na magazyn do tesco, będe zasuwać z tabletem i kompletować zamówienia dla klientów którzy zamawiają zakupy on-line. PRACA W ZAWODZIE. SZOK. DZIĘKI MAMO. Achh chyba pojadę w przyszły weekend do dziadków, stęskniłam się, ostatni raz widziałam się z Nimi na chrzcinach Wiki, czyli koło dwudziestego maja, no i tęsknie za Mariczką.

niedziela, 20 lipca 2014

mętlik.

Mam mętlik w głowie od niepowodzeń. Wczoraj w pracy leżałam w fotelu sześć godzin i czytałam "Diabeł ubiera się u Prady", niby fajnie siedzisz, nic nie robisz; nie, wcale niefajnie. Myślałam, że jebne. Tabletki mi się skończyły i czuję ścisk w klatce piersiowej. Znów. Nerwy, bardzo. Czego jak chce w końcu od życia, aayyyy.

środa, 16 lipca 2014

środa

Znowu Ja. Znowu spierdolony post, szybko, bylejak. Zastanawiam się co mogłabym zrobić aby pojechać z Olą i Martą w sierpniu do Mielna; oczywiście wyjazd po najtańszej lini oporu, ale jednak nadal nie mam pracy, w piątek się okaże czy będe robić u mamy Agaty; wątpie. Na nic się nie nastawiam. Pieprzona pesymistka. Wczoraj był bang, znów; świętowanie, bardzo. Bo przecież stałam się oficjalnie studentem. Boże, cztery lata panikowania, srania tym wszystkim, tą maturą, matematyką i jakoś tak z górki wszystko, naprawdę. Aua, wszystko mnie boli, czuję jak w środku się coś skręca, a to dopiero trzeci dzień brania leków. Dochodzę do siebie. Achh, wczoraj pomoc drogowa podrzuciła mnie do domu; grubo po pierwszej, a jak zwykle "dam se radę sama", no ale jak zwykle szczęście w nieszczęściu; godzina pierwsza w nocy a moje miasto tętniło życiem, wszystko spoko, ale to była noc z wtorku na dzisiejszą środę. Życie na krawędzi. Ja pieprze, ale tęsknie. Czuję zapach i wyobrażam sobie co kilka godzin jak łapiesz mnie za ręke. I CZUJE, ŻE ŻYJE NIGDY CIE NIE ZOSTAWIE. Taaa, hehehe. Zawsze chciałam być supergirl; taką supergirl jak z piosenki Pezeta.

niedziela, 13 lipca 2014

nadal źle.

Równo rok temu, no minus jeden dzień wszyscy się cieszyliśmy wakacjami i tym narodowym dniem imprezy; świętowaliśmy, śmialiśmy się, udawaliśmy super przyjaciół, alkohol się lał, a mi mijał pierwszy tydzień związku z Przemkiem. Potem było tylko lepiej, działo się.Aktualnie jest trzynasty dzień lipca, a ja czuję tylko kucie w sercu spowodowane nieustającym stresem, i te łzy nalewające się do oczu. Niby wszysto pod kontrolą, przecież jest spokój, pracuję sobie, dostałam się na studia.Jutro wypłata, oddam pieniądze, w wtorek wyrobie książeczke sanepidowską i możliwe, że będziemy z Martą barmankami w tym nowym lokalu mamy Agaty. Prześwietnie, a jednak chujowo. Z D. w ogóle kosmos, zastosowałam izolacje, chciałam się od tego wyrwać, a w piątek co? Wkurwia mnie niemiłosiernie gdy ludzie mówią jedno, a robią drugie. Przecież... Nie rozumiem Go. Tak ciężko mi Go zrozumieć-powtórzę; ja mu serce na dłoni, a On? Myślę, że sam nie wie czego chcę; może kiedyś do czegoś dojdzie. W piątek leżąc z nim w łóżku i gapiąc się w sufit czułam jak Go telepie, jaką radość sprawia mu tulenie mnie, i całowanie. Ale nie, w końcu powiedziałam stop, nie dam sobie robić "gówna" z mózgu.

Jest mi kurwa smutno.

Musieliśmy wybrać wstępną specjalizacje, długo się nad tym zastanawiałam i oczywiście płakałam, bo niby wiem czego chcę, ale obawy ciągle. Zdecydowałam się na : Zarządzanie gastronomią i dietetykę + awf; muszę dać radę, muszę. Będe zapierdalać w pracy, uczyć się w międzyczasie i spędzać co drugi weekend na uczelni. Nie będe miała czasu na bzdury, czy zamartwianie się rzeczami mało ważnymi.

"Mało ważnymi"; gdzie moja miłość?