środa, 16 lipca 2014

środa

Znowu Ja. Znowu spierdolony post, szybko, bylejak. Zastanawiam się co mogłabym zrobić aby pojechać z Olą i Martą w sierpniu do Mielna; oczywiście wyjazd po najtańszej lini oporu, ale jednak nadal nie mam pracy, w piątek się okaże czy będe robić u mamy Agaty; wątpie. Na nic się nie nastawiam. Pieprzona pesymistka. Wczoraj był bang, znów; świętowanie, bardzo. Bo przecież stałam się oficjalnie studentem. Boże, cztery lata panikowania, srania tym wszystkim, tą maturą, matematyką i jakoś tak z górki wszystko, naprawdę. Aua, wszystko mnie boli, czuję jak w środku się coś skręca, a to dopiero trzeci dzień brania leków. Dochodzę do siebie. Achh, wczoraj pomoc drogowa podrzuciła mnie do domu; grubo po pierwszej, a jak zwykle "dam se radę sama", no ale jak zwykle szczęście w nieszczęściu; godzina pierwsza w nocy a moje miasto tętniło życiem, wszystko spoko, ale to była noc z wtorku na dzisiejszą środę. Życie na krawędzi. Ja pieprze, ale tęsknie. Czuję zapach i wyobrażam sobie co kilka godzin jak łapiesz mnie za ręke. I CZUJE, ŻE ŻYJE NIGDY CIE NIE ZOSTAWIE. Taaa, hehehe. Zawsze chciałam być supergirl; taką supergirl jak z piosenki Pezeta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz