sobota, 1 czerwca 2013

friday night stars

Otóż to. Piątek? -gdsiotu54w56 .... Okej! Melo-lelo u Dag się rozpoczęło o godzinie osiemnastej, ja oczywiście niepozbierana jak zawsze dotarłam dopiero kilka minut po dziewiętnastej. Wcześniej zafarbowałam włosy na kolor nazwany "palona kawa" (nie umiem się przyzwyczaić). Kupiłam dużego desperadosa (promocje w biedronce zawsze spoko) i wjechałam na dziewiąty level. Idealna pogoda żeby imprezować na balkonie, wypiłam jeszcze trochę wina z coca-colą, hue, ogólnie było śmiesznie. Powróciłam od Dag jakoś o 23; siedzę na łóżku jem kanapkę i sobie myślę : "O NIE! ZA MAŁO MI WRAŻEŃ, TRZEBA JESZCZE COŚ ODWALIĆ". Wystarczył jeden sms i po dziesięciu minutach trzej koledzy z koleżanką podjechali autem i czekali na mnie za moim blokiem z półtora litrowym (!) szampanem i jeszcze innymi trunkami których nazw nie znam (albo po prostu nie chcę znać). "Jedźmy na radiostację", spoko jedziemy, dojeżdżamy - wszystkie bramy pozamykane, nie zważając na to, że jest już po dwunastej a przecież zamykają tam o dwudziestej drugiej! Co tam! Kto by się przejmował? Z powrotem na dzielnie, haczyk o Sielane, czekamy z Martyną na tych trzech złamasów, a oni zamiast kupować co trzeba to stoją i dyskutują, to fru, odjechałyśmy, zapaliłyśmy po fajce od Nikona, a co! Pogadałyśmy z dresami i już dzwonią "problem jest, podjeżdżajcie", okej, na miejscu zauważyłyśmy, że koleś trzymający w jednej ręce dwa noże, a w drugiej piwo próbuję im coś wyperswadować, sama się przestraszyłam, okna uchylone w aucie, a ja siedzę i patrzę na moje w miarę spoko nogi w rajstopach i zakolanówkach i nie chciałam ich mieć pociętych... Odjechaliśmy, znowu pod mój blok, Szycha przybił mi w czasie jazdy piątkę i stwierdził "obsrałem się ze strachu". Wysiadamy, pełno ludzi oczywiście, nie wiedziałam czy iść do domu czy z nimi za, dobra idę za, jakiś koleś idzie w moją stronę (całkiem obcy) -Gosia idź lepiej do domu -eee? Dobra, poszłam. I znowu opuściłam mieszkanie po niemalże trzydziestu minutach, nawet nie wiem która była godzina, bodajże grubo po drugiej, brat był zły na mnie, ale WHO CARES? Jakaś tam dyskusja pod blokiem z pewnym osobnikiem, [zimno, deszcz] przyszliśmy do mnie, gadka-szmatka i oczywiście zasnęliśmy. 4:20 pobudka -wynocha! (dosłownie). A teraz kubek kawy, dzień dziecka? Pojechałabym do ZOO, serio, sto lat tam nie byłam. 22*C na dworze, a jutro ponoć 24* i bez zachmurzeń! Potrzebuję pracy na wakacje, potrzebuję się wziąć za siebie. OCH RLY?


wisisz mi hajs ale i tak cię kocham 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz