sobota, 28 czerwca 2014

nie podobasz mi się, ale Ciebie kocham.

Ten tydzień jest najlepszy, a zarazem najgorszy w tym roku.




Okej, już grubo po północy, niecałą godzine temu zwinęła się ode mnie święta trójca czyli D.,D., i D., przezabawnie naprawdę. Ten wpis będzie bez ładu i składu, czasem się nawiną przekleństwa. Ogólnie tak-mam ból dupy, ale udaję, że jest spoko, czyli jak widać bez zmian. Na początku tygodnia były egzaminy zawodowe, panika, strach ale też obojętność.. "co będzie, to będzie!", szkoda , że tacy wyluzowani nie byliśmy na maturach, posz,ło mi jak i reszcie dobrze, znaczy no teoria na pewno zdana! 33 punkty z pierwszej części i 12 z drugiej dało wynik pozytywny, a z wtorkowym projektem to niewbieram na te 75%... starałam się. Środa nie zaczęła się dobrze, pierwszy raz byłam w sądzie, totalnie nie wiedziałam jak się zachowywać, no i tak jak myślałam-sprawa przełożona na 30lipca. Echs, ogrom smutku i chęć wypłakania się spowodowała kupienie 2 piw i pójście z Martuchą na nasz Brooklyn Brigde, po czym spotkałyśmy tam ogrom ludzi których za żadne skarby nie chciałabym spotkać, ale usiadłyśmy daleko od nich za "ścianą" i tam chill, po pewnym czasie przyszli do nas M. i SZ. i siedzieli bite dwie godziny pocieszając, przynosząc 12 piw i częstując połową paczki papierosów, humor poprawili mi w 90%, potem M. w żartach zaproponował abym poszła do niego na noc; play station, tv, muzyka, żarcie, wagon śmiechu,  obudziłam się rano, poszłam grzecznie do domu; okłamałam mamusie, że spałam u Marty, szkoda, że tak panikowała i myślała, że coś mi się stało. W czwartek umieralnia, ale ogarnęłam się i z Martą klasycznie, mega długi spacer popołudniu, a wieczorem desperadoski i te takie dobre jabłkowe, małe piwa z tesco za 1.29-330ml, lepsze niż redd'sy. W piątek-budzę się; godzina 9:08, okej Gosiu od 8 minut są wyniki z matury w internecie. Zrobiłam kawy, odpalam stronę internetową, wpisuję pesel i hasło, i zaczynam płakać, ze szczęścia, ze zdziwienia, nie umiem się pozbierać. Przed dwunastą skoczyłam do chłopaków na stadion, papieros, rozluźnienie, pojechałam do szkoły, odebrałam moje świadectwo dojrzałości, do domu, kilka pierogów, na piwo z Martą, na działke do D. posiedzieć na dachu i porozmawiać o niczym, znów do domu. Około 20 na wódke, humor maksymalny, potem trochę łezka, ale.... stało się, byłam bardzo grzeczna przez ostatnie dwa miesiące, ale no, brakowało mi czułości, jeszcze ze strony D. to było tak jakby spełnienie tego na co czekałam już miesiąc, niby do przodu,ale nadal w miejscu. Powrót koło 3, głęboki sen. A dziś klasycznie całe południe u Marty przed MTV z dobrym żarciem, a wieczorem jak wspominałam wpadła święta trójca. JA PIERDOLE D. ZRÓBMY COŚ JUTRO. A tak masz wolną chatę, całą noc; pora spać. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz