wtorek, 13 maja 2014

OK.

Jutro  geografia, mózg mi eksploduję. Z tego wszystkiego chyba znów zapomniałam siedmiu cudów świata i miejsc w Polsce objętych UNESCO. Echs, mniejsza o to. Najgorsze za mną. Mam na myśli wczorajszy ustny polski; to była moja porażka; co ja tam pletłam?! Jak komisja się na mnie patrzyła?! Jak na idiotke, która nie wie o czym mówi. Tak mi się wydawało. Potem bang, trzy pytania. Jako tako odpowiedziałam. Myśle sobie... o nie... ledwo 30% będzie, słabo mi. Wychodzę, po chwili mnie wołają. Pani G. nagle zaczyna mówić "uzyskałaś szesnaście.... (aha pięknie, super, Gośka dałaś czadu 16 procent WOHO - pierwsza myśl) punktów, to daję 80%" , (CO, SŁUCHAM?! HALO?!), odpowiadam głupkowato "naprawdę?!?!?!!?!?!?!?!!!!!!!!", podaję dłoń i wychodzę w podskokach. Przyznaję, nigdy nie byłam w takim stresie, a czeka mnie jeszcze w poniedziałek ustny angielski. Ufff.
W piątek juwenalia, jak co roku wybieram się na nie z przyjaciółmi. Ma podobno padać deszcz do końca tygodnia, ale ja jestem dobrej myśli. Ok, spadam; Siedem cudów świata... Mur Chiński, Pomnik Jezusa Zbawiciela-Rio de Ja Neiro, Koloseum w Rzymie, Petra-Jordania, Tadż Mahal-Indie, Machu Piccchu i... ten no... Ichnen (?...)... noooo... DOBRANOC!



CHICHEN ITZA (!) -Meksyk!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz